Menu główne:
PIERWSZE KROKI
Zaczęło się przed ponad trzydziestu laty, kiedy moje życie waliło się w gruzy - rozpadało się moje małżeństwo. Zaczęłam dostrzegać otaczający mnie ludzie w większości nie takimi, z jakimi chciałabym mieć do czynienia: skostniali w swoich poglądach i postawach, trzymający się kurczowo bolesnych dla nich sytuacji i raniących istot, żyjący w obawie przed potępieniem za przeciwstawienie się tradycji i innym ludziom, bez aspiracji do rozwoju, przeciwni jakimkolwiek zmianom, które mogłyby zmienić cokolwiek w ich życiu... A przecież ich postawy były odbiciem tego, co we mnie, ale wtedy nie byłam tego świadoma....
Tak widziałam wtedy otaczających mnie ludzi, bo takich wtedy przyciągałam.
W tamtych czasach osądzałam, oceniałam, krytykowałam, wartościowałam, wojowałam, denerwowałam się…
Bywało, że gardziłam głupotą, ciemnotą, wywyższałam się, czułam się lepsza od wielu z nich, nieraz pytałam: dlaczego oni nic nie rozumieją, nie jarzą, nie kumają? Całkiem ślepi i głusi! W swej zarozumiałości i pysze sądziłam, że ja wiem jak jest naprawdę, a oni nie wiedzą…
Przebywanie pod wspólnym dachem i dzielenie życia z mężem- alkoholikiem, nie było szczytem szczęścia, ani azylem bezpieczeństwa, ani też źródłem dobrego samopoczucia….
Do tego nieciekawe układy w domu rodzinnym, przede wszystkim z moim ojcem, jak również z innymi członkami rodziny.
Po ukończeniu studiów szukałam pracy jak najdalej od domu rodzinnego, gdyż czułam, że uduszę się w domowej atmosferze wzajemnych żalów, obraz, pretensji, manipulacji, kłótni. Odwiedzałam rodziców od czasu do czasu i raczej na krótki okres...
W pracy, którą bardzo lubiłam, przytrafiały się konflikty z moimi pierwszymi szefami - wtedy byłam święcie przekonana, że ich przyczyna leży wyłącznie po ich stronie, że się mnie czepiają, że mi zazdroszczą, że są starzy, bez wyzszego wykształcenia, skostniali w swoim widzeniu świata, że mają klapki na oczach...
W życiu osobistym te i inne wydarzenia zaowocowały silną nerwicą, niewiarą, pesymizmem, a w końcu poważną depresją, której wtedy nie potrafiłam rozpoznać i nazwać, jak również poważnymi chorobami fizycznymi i operacjami - najpierw tarczycy (1988 rok), a trzy- cztery lata później - guzem piersi.
Paliłam mnóstwo papierosów, czasem uciekałam w różne nieprzemyślane i destrukcyjne działania i wyobrażenia, które wtedy wydawały mi się atrakcyjne z jakichś względów.
Radością była dla mnie moja praca w szkole, działalność w harcerstwie, czytanie, pisanie i sięganie do wiedzy. Pochłanianie olbrzymiej ilości książek od najmłodszych lat było także formą ucieczki od szarej rzeczywistości, od problemów codzienności...
Nie ukrywam, że zdarzało mi się wtedy myśleć o śmierci, a nawet o samobójstwie i pielęgnować w sobie przekonanie, że śmierć jest najlepszym rozwiązaniem...
Największą pociechą było przebywanie z dziećmi - jestem matką dwojga wspaniałych dzieci: córki i syna, które teraz są dorosłymi ludźmi. Odpowiedzialność i troska o nie oraz świadomość, że jestem dla nich oparciem, stały się motorem napędowym mojego ówczesnego życia.
Powoli przekonywałam się, że NIE MA TEGO ZŁEGO, CO BY NA DOBRE NIE WYSZŁO i o tym, że nie ma w życiu takiej sytuacji, z której nie dałoby się wyjść.
Bez względu na to jak głęboko jest dno, na którym aktualnie jesteśmy, zawsze można od dna odbić się i wypłynąć. A od dna jest tylko jedna droga - do góry....Wystarczy nasza świadoma decyzja i prośba do Boga (Wszechświata, Stwórcy, Wyższego Ja, Boskiej Mocy itp..
Pewnego dnia "nadeszło przebudzenie".
Do tej pory agresję w postaci żalów, obrażania się, pretensji itp., wylewałam na innych i miałam pretensje do Boga, że zapomniał o mnie. Obwiniałam ludzi z otoczenia za to, co mnie w życiu spotyka, piętnowałam konkretne sytuacje i z rozpaczą pytałam: "dlaczego ja", "dlaczego mnie to spotkało i za co?" Sądziłam, że to ONI są podli i powinni się zmienić. Wtedy wszystko obracało się przeciw mnie, bo nie potrafiłam zaakceptować tego, co mnie w życiu spotyka. Wszelkie lekcje, dane przez Wszechświat/ Boga traktowałam jako zło, jako karę, jako gnębienie mnie, jako tragedie i nieszczęścia…. Moja agresja musiała zostać zablokowana "odgórnie" poprzez niepowodzenia i choroby ciała. Złościłam się też na siebie, że tkwię w tak beznadziejnej sytuacji i pozwalam sobie na takie paskudne życie.
Kiedy pewnego dnia uświadomiłąm sobie, że stoję przed ścianą, powiedziałam sobie: MAM DOSYĆ!
I pewnie, jak większość z tych, kto wstąpił na drogę rozwoju duchowego, wie, że Opatrzność podsuwa nam w takim momencie to, co akurat jest nam najbardziej przydatne, adekwatne do naszego poziomu rozwoju. Nie jestem wyjątkiem od tej zasady, jak również od zasady, że potrzeba rozwoju rodzi się najczęściej w najtrudniejszych momentach życia i staje się "ostatnią deską ratunku", nadzieją, że coś się odmieni w naszym życiu, że może uda się zacząć od nowa... Pojawiło się ciche przeświadczenie, że to nie ONI, ale to JA mam sie zmienić, bo to moje życie...
Podczas kolejnych wakacji , będąc u koleżanki, natknęłam się na książkę, której sam tytuł sprawił, że przysiadłam z wrażenia. Przetarłam oczy i znów zobaczyłam przed sobą wyraźne litery: MOŻESZ UZDROWIĆ SWOJE ŻYCIE (Louise Hay).
Gorączkowo ją przejrzałam i wiedziałam, że to ona mnie znalazła po to, abym mogła się odbić od dna. Ta książka na prawie dwa lata stała się moją Biblią, która posługiwałam się na co dzień, według wskazówek w niej zawartych pracowałam intensywnie nad sobą. Od tej pory zaczęły się pojawiać przed moimi oczami i do mego użytku inne książki, artykuły, broszury, choć były to czasy, kiedy o tego typu literaturę było niezwykle trudno.
MOJA DROGA KU WOLNOŚCI
Z ciekawszych metod, które przyswoiłam samodzielnie i z wielkim zapałem, skutecznie praktykując je w życiu codziennym, wymienię tutaj: PSYCHOTRONICZNA METODA EVELYN MONAHAN, METODA SILVY, TRENING AUTOGENNY SCHULTZA i inne. Poznawałam też kolejne metody samoleczenia, samouzdrawiania, samodoskonalenia.
Potem przyszła kolej na zgłębienie poradników N. PEAL'a, N. HILL'a, D. CARNEGI'i itd., a także książek MARPHI'ego o podświadomości.
Od dawna interesowały mnie SNY, więc zajmowałam się nimi teoretycznie i praktycznie, a także zagadnienia życia po życiu.
Oczywiście, zaczynałam od science fiction, zaginionych cywilizacji, niewyjaśnionych zjawisk parapsychicznych i cywilizacyjnych, UFO itp.
Do pewnego momentu wszystko robiłam sama, w obawie, żeby nie uzależnić się od jakiegoś guru... Było to dla mnie niezwykle ważne.
Z czasem, kiedy zauważyłam, że mój rozwój nie jest tak efektywny, jak bym sobie tego życzyła. Postanowiłam wyjść do ludzi i od innych nauczyć się nowych sposobów pracy nad sobą - samodoskonalenia, samouzdrawiania. I znów, jak na zawołanie, pojawiły się w moim życiu wiadomości na ten temat oraz odpowiednie kontakty.
Wybrałam REGRESING, RADIESTEZJĘ, BIOTERAPIĘ, ZABIEGI FANTOMOWE podstawy MEDYCYNY CHIŃSKIEJ oraz inne formy pracy z energiami (np. REAIKI), oczywiście, w połączeniu z intensywnym rozwojem duchowym.
Jeszcze HUNĘ - starożytny system wiedzy psychologicznej i socjologicznej, obejmujący wyjątkowo skuteczne praktyki poznania pozazmysłowego, uzdrawiania, kreacji, który zajmował i zajmuje w moim życiu poczesne miejsce.
"Nauczyłam się" modlić, medytować, afirmować, wizualizować, docierać do podświadomości swojej i innych, rozumieć i widzieć destrukcyjne wzorce, które skutkują w życiu każdego człowieka niepowodzeniami, tragediami, chorobami itp.
W swoim czasie intensywnie pracowałam nad różnymi formami RELASACJI i WIZUALIZACJI.
REGRESING pomaga w uwolnieniu się od wielu obciążeń karmicznych i sprawia, że nasze życie staje się łatwiejsze, zdrowsze, radośniejsze, szczęśliwsze.
Badania radiestezyjne przynoszą mi wiele satysfakcji i radości. Od dawna praktykuję pracę z różdżkami i wahadłami leczniczymi - mam ich cały zestaw.
Potem w moim życiu pojawiły się inne formy samodoskonalenia, samouzdrawiania i pomagania innym.
Poznałam i praktykowałam metodę Detzlera czyli SRT (Wolność Duszy).
Miałam do czynienia z metodą RYODORAKU (drogi dobrego przewodnictwa elektrycznego).
Nauczyłam się kontaktów ze światem astralnym, wykonuję EGZORCYZMY i odprowadzam dusze.
Zgłębiłam PSYCHOMETRIĘ, wykonuję analizy psychometryczne (np. ERD- etap rozwoju duchowego, analiza związków i inne).
Aktywnie zajmowałam się też TECHNIKĄ EMOCJONALNEJ WOLNOŚCI czyli EFT.
Potem przyszedł czas na prowadzenie kursów rozwoju duchowego na przemian z Leszkiem Żądło w Tolkmicku, wykładów na Uniwersytecie Trzeciego Wieku i w Siedlcach oraz czas wykonywania zabiegów energetycznych dla zainteresowanych osób.
Leszkowi dziękuję bardzo, że na pewnym etapie mojego życia stał się moim nauczycielem, drogowskazem, że po drodze nam na duchowej ścieżce.
Jednak poszczególne metody traktowałam zawsze jako kolejny etap lub element moich kontaktów ze Stwórcą/Wszechświatem i wciąż poszukuję sposobów na zwiększenie efektywności i skuteczności tych kontaktów.
Przed kilkoma laty bardzo zajmowały mnie i nadal zajmują i rozwijają następujące metody:
Metoda HO'OPONOPONO, która jest niezwykle silną formą oczyszczania karmy. Metoda ta ma dwie "postaci" starą, tradycyjną, reprezentowaną w Polsce przez Annę Kliegert, uczennicę Simeony Mornah (ukończyłam odpowiednie kursy) oraz nowszą formę, stworzoną przez dr. Hew Lena. Obie są niezwykłe i obie stosuję w życiu codziennym.
Bardzo dużą rolę w moim życiu odegrało RADYKALNE WYBACZANIE, które stosuję do dziś, bo skutkuje ono naprawdę silnym oczyszczeniem podświadomości.
Fascynują mnie także USTAWIENIA RODZINNE BERTA HELLINGERA. Uczestniczyłam w kursie prowadzonym przez jednego z uczniów B. Hellingera i w razie potrzeby stosuję formy pracy związane z tą metodą.
Bardzo silnie przemawia do mnie przemawia to DIAGNOSTYKA KARMY, stworzona przez SIERGIEJA ŁAZARIEWA, a propagowana także przez Marijana Ogorevca. Uczestnictwo z warszawskim seminarium Łazariewa stało się dla mnie przełomowym momentem. Dziś czytam Łazariewa także w oryginale i uczę się widzieć struktury energetyczne (karmiczne) człowieka.
FIZYKA KWANTOWA I KWANTOWE WIDZENIE ŚWIATA
W ostatnich latach poznałam też kilka innych nowoczesnych metod pracy nad sobą: popularna PRACA BYRON KATIE „KOCHAJ, CO MASZ. CZTERY PYTANIA, KTÓRE ZMIENIĄ TWOJE ŻYCIE” – szczerze mówiąc znam te pytania oraz fragmenty Pracy i stosuję je czasami, ale całej treści książki nie znam, ponieważ po wyczerpaniu poprzedniego nakładu, nie wznowiono druku. A szkoda…
Ostatnie lata szerzej otworzyły przede mną drzwi do spojrzenia na człowieka jako na istotę wielowymiarową, żyjącą na wielu poziomach. Stało się to dzięki (między innymi) RECALL HEALING- metodzie BIOLOGII TOTALNEJ, wywodzącej się z NOWEJ MEDYCYNY GERMAŃSKIEJ, nauczanej w Polsce przez kanadyjskiego naukowca i naturoterapeutę doktora GILBERT’a RENAUD’a. Poznanie tej obszernej metody i zdobycie uprawnień terapeuty zajęło mi prawie trzy lata. Wiedzę i umiejętności z tego zakresu wciąż uzupełniam i aktualizuję.
CZY W MOIM ŻYCIU COŚ SIĘ ZMIENIŁO, OD KIEDY ZAJĘŁAM SIĘ ROZWOJEM?
Oczywiście. Już w pierwszym okresie stało się to bardzo widoczne. Przede wszystkim pozbyłam się wzorców wszelkich chorób - łącznie z guzem piersi. Dziś jestem zdrową kobietą, choć zdarzają się przypadłości zdrowotne, informujące mnie o sferze moich problemów, które mam do oczyszczenia.
Przestałam być wojowniczką, agresorem, przestałam walczyć ze wszystkimi i wszystkim, co nie mieściło się w mojej filozofii życiowej i być przekonaną, że tylko ja mam rację i wiem/potrafię najlepiej. Uczyłam się i uczę nadal akceptować i szanować wszystkich i wszystko, co wcześniej nie było takie oczywiste, bo potrafiłam wojować z autorytetami i z samym Bogiem…
Rozstałam się z mężem - alkoholikiem (zmarł w 2012 roku). Rzuciłam palenie papierosów. Moje stosunki z ojcem i resztą rodziny poprawiły się, kiedy wybaczyłam tyle, ile wtedy potrafiłam i spojrzałam na nasze relacje z innej perspektywy. Tata nie żyje, ale wypłynęły relacje z bratem i mamą. Dziś wiem, że oboje są moimi bardzo surowymi nauczycielami (podobnie jak ja jestem ich nauczycielką) i na razie pracuję nad oczyszczeniem tego, co oni mi pokazują. Końcówki obciążeń są naprawdę trudne do uwolnienia…
W pracy stało się podobnie - wkrótce zostałam dyrektorem szkoły, najpierw podstawowej, a potem gimnazjum, które tworzyłam od początku. Następnie tworzyłam kolejne szkoły - liceum i szkołę policealną, a potem gminny ośrodek kultury. W swoim czasie byłam radną, a następnie przewodniczącą rady gminy.
Przez dwa lata redagowałam lokalne czasopismo "Wieści gminne" i napisałam książkę o miejscowości, a kiedy pracowałam w ośrodku kultury, wznowiłam wydawanie mego czasopisma.
Kupiłam samochód oraz mieszkanie w stanie surowym i w ciągu kilku lat wykończyłam je i zamieszkałam razem z dziećmi.
Kształciłam dzieci, dbając przede wszystkim o opanowanie przez nie języków obcych.
Niestety, nie zadbałam w ciągu tych lat o sferę osobistą - o przyciągnięcie swojej drugiej połówki... Ale nic straconego.
Napisałam książkę o naszej gminie pt. "Mokobody", a obecnie została ona wznowiona jako poprawione drugie wydanie, a w 2017 roku kolejną książkę i ludziach z najbliższego otoczenia "Przedsiębiorczosć na terenie gminy Mokobody".
Wspólnie z moją córką i synem w 2012 roku wydaliśmy zbiór poezji "ANIELSKIE DUSZE", gdzie można znaleźć wiersze moje i Ani (córki) oraz zdjęcia mego syna. Jego jest również opracowanie graficzne.
Od wielu lat jestem na emeryturze. Jestem babcią. Mam dwie wspaniałe wnuczki: Helenę i Weronikę.
Stałam się spokojna, radosna, szczęśliwa, życzliwa, podniosła się moja samoocena. Odeszły wszelkie lęki, pretensje, wątpliwości, czarnowidztwo, poczucie winy, obraza itp. Jeśli pojawia się jakiś destrukcyjny wzorzec, rozpoznaję go i "rozprawiam się" z nim na bieżąco.
Zbudowałam od nowa swój system wartości, swoją filozofię życiową. Jednak ciągle pracuję nad sobą - uczę się, pogłębiam i doskonalę swoją wiedzę, umiejętności a także swoje poglądy, a więc zmieniam także mój charakter. Nadal szukam swojej własnej drogi, drogi do Boga. Uczę się kochać i być kochaną.
Dziś czuję się pełnym miłości, radosnym, spokojnym i szczęśliwym człowiekiem.
Zaczęłam pomagać ludziom - nie tylko ich "uzdrawiać", prowadzić psychoterapię, jak również inspirować do dostrzeżenia i zrozumienia ich własnej drogi życiowej. Czynię to bardzo chętnie.
MOJE AKTUALNE PRZEKONANIA
Tutaj przedstawiam to, co jest mi bliskie, do czego doszłam, co stało się fundamentem mojego widzenia świata, postaw, poglądów, działań.
Mój życiorys nie jest wyjątkowy, tragiczny czy pokręcony - jest podobny do biografii tysięcy innych osób - mężczyzn i kobiet, młodszych i starszych.
Zamieściłam go po to, by stał się ilustracją tego, że można zmienić swoje życie, że każdy jest kowalem swego Losu - potrzeba na to chęci i odwagi, by przekształcić swoją hierarchię wartości, a co za tym idzie - swój charakter. Jedna z moich życiowych zasad brzmi: MAM ODWAGĘ, CZYNIĘ I MILCZĘ.
Często powtarzam: PUNKT WIDZENIA ZALEŻY OD PUNKTU SIEDZENIA lub PATRZENIA.
Jeśli na tę sama sprawę patrzysz z odmiennych punktów widzenia, z innej perspektywy czy z innego (wyższego) poziomu energetycznego, Twoje samopoczucie i zdrowie polepsza się. A jeśli patrzysz na wszystkich i na wszystko oczami Boga czyli z miłością w sercu, bez osądzania, oceniania i jeśli potrafisz wybaczać sobie i innym, Twoja droga staje się drogą do Boga, a wszelkie przejawy agresji - świadomej i podświadomej - znikają same.
Dziś mam świadomość, że to ja jestem odpowiedzialna za wszystko, co mnie w życiu spotyka, że wszystko w moim życiu jest zgodne z Boskim Planem (Przeznaczeniem, Wolą Boga) i nie ma powodu by się buntować, być agresywnym czy osądzać siebie i ludzi, którzy stanęli na mojej drodze albo by przerzucać winę na innych lub obwiniać i złorzeczyć Bogu. Zachowania osób, które stanęły na mojej drodze, były i są odbiciem moich podświadomych intencji, mechanizmów, programów, przekonań, wzorców, emocji. Spotykani ludzie są zwierciadłem tego, co we mnie. Ludzie, którzy stanęli na mojej drodze, są moimi nauczycielami, a sytuacje w życiu - lekcjami i wskazówkami, nad czym w swoim życiu warto lub trzeba popracować. Dziś wiem, że to, co mnie denerwuje u innych jest odbiciem moich podświadomych intencji, mechanizmów, programów, wzorców, przekonań, emocji. Patrząc na ich zachowania oczyszczam siebie samą z tego, co nie jest Miłością, bo PODOBNE PRZYCIĄGA PODOBNE, a INTENCJE SIĘ DOGRYWAJĄ.
W swoim czasie na moje drodze stanął starszy człowiek o wielkim sercu, którego dewizą życiową było przekonanie, że "życzliwość wobec innych jest moim obowiązkiem". Taka postawę może przyjąć tylko człowiek, którego serce jest pełne miłości do świata, ludzi i zwierząt (był weterynarzem).
Nauczyłam się patrzeć na człowieka jak na istotę energetyczną, widzieć jego barwy i zapachy emocji, jako konstrukcję energetyczną, odczytywać przyczyny, między innymi karmiczne, rodowe, wynikające z własnej linii życia i okresu prenatalnego i wskazywać drogę wyjścia z traumatycznej sytuacji. Dziś widzę, że wszystkie metody sprawdzają się do jednego. Tym pojęciem jest MIŁOŚĆ. Św. Augustyn mawiał: KOCHAJ I RÓB CO CHCESZ. Dziś wiem, że każda metoda (samo)uzdrawiania, pomagania sobie i innym czy (samo)rozwoju jest właściwa i skuteczna, jeśli opiera się na Miłości. Sama technika może złagodzić cierpienie, ukoić ból, przynieść poprawę czasową, ale jeśli opiera sie na miłości, jest właściwa.
Właściwie ciągle (mimo wieku "babcinego") uczę się widzieć więcej i wyraźniej, oczyszczać podświadomość i drogę do "domu".
I jeszcze jedna uwaga - TO JEST MOJA DROGA ŻYCIA I TYLKO MOJA. KAŻDY Z NAS JEST INNY I MA SWOJĄ WŁASNĄ DROGĘ. NIKT ZA NIKOGO NIE PRZEJDZIE JEGO DROGI, ANI NIKT ZA NIKOGO NIE PRZEŻYJE JEGO ŻYCIA. DLATEGO ROZWÓJ JEST SPRAWĄ INDYWIDUALNĄ.
Wiele spraw jest ustalonych przed naszym narodzeniem i jak by się nie potoczyły nasze losy, stanie się to, co ma się stać, a im mocniej się przeciw czemuś buntujemy i sprzeciwstawiamy, wojujemy lub forsujemy na siłę coś, co nie jest zgodne z boskim planem (przeznaczeniem, boską wolą), tym silniej jest to blokowane poprzez niepowodzenia życiowe, pecha, nieszczęścia, choroby, śmierć.
Mam coraz mocniejsze przekonanie, że PRZEZNACZENIE (Wola Boska lub Boski Plan) istnieje, ale istnieje też WOLNA WOLA.
Dano nam możliwość wybierać czy chcemy swoje życie oprzeć na miłości czy na strachu.
Według mojej filozofii siłą napędowa Wszechświata jest MIŁOŚĆ i na wysokich poziomach energetycznych wszystko jest JEDNOŚCIĄ. Ponieważ nie ma tam wartościowania i osądzania, więc w miłości zawiera się WSZYSTKO.
Na niższych poziomach energetycznych przeciwiestwem Miłości jest STRACH, z którego wywodzą sie wszelkie negatywne emocje, będące składową ludzkich zachowań, postaw, motywacji: złość, gniew, żal, obraza, zazdrość, zawiść nienawiść, osądzanie, itp., jak również egoizm i egocentryzm. Czyli wszelkie emocje leżące u podstaw najprzeróżniejszych postaci AGRESJI (słownej, fizycznej, emocjonalnej, duchowej, manipulowania, poniżania, konfliktów, wojen, niszczenia itd.). Wszelka agresja bazuje na strachu i negatywnych emocjach wywodzących się z niego. Im więcej agresji w naszym życiu, tym bardziej oddalamy się od Boga, tym mocniej zamykamy swoje serce na Miłość i nasza dusza (element boskości i wieczności w nas) czernieje, staje się coraz bardziej "poraniona, pokiereszowana, rozbita" i mamy coraz więcej do odrobienia i oczyszczenia. Jeśli dokonamy takiego wyboru...
Jeśli wybierzemy drogę akceptacji, wybaczania i miłości, nasza dusza będzie coraz bardziej świetlista, a my zbliżymy się do Boga, do "domu".
Wyłącznie od nas zależy czy wybierzemy drogę MIŁOŚCI czy STRACHU. To jest właśnie Wolna Wola i możliwość wyboru.
MOŻNA PRZYJRZEĆ SIĘ RÓŻNYM SPOSOBOM I FORMOM PRACY NAD SOBĄ, MOŻNA I WARTO ZASTOSOWAĆ JE W SWOIM ŻYCIU, NATOMIAST DECYZJE KAŻDY PODEJMUJE SAM I PONOSI ZA TE DECYZJE CAŁKOWITĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ.
NIECH CIĘ PROWADZI MIŁOŚĆ!